Zaskoczyła mnie jej prostota, a jednocześnie możliwość kreowania dość ciekawych efektów, jak na głowicę typu beam. Nie ma w niej rzeczy niepotrzebnych. Jak to ujął mój kolega: nie jest „przeinżynierowana”. Mając do dyspozycji kilka mini Pointe, można stworzyć naprawdę ładne show.

Kilka tygodni temu miałem okazję dość dokładnie zwiedzić fabrykę Robe, przyglądając się przez cały dzień nie tylko liniom produkcyjnym, ale i też działom projektowym i pomiarowo-testowym. Miałem już okazję bywać w podobnych fabrykach – nowoczesność takich miejsc w XXI wieku zawsze robi na mnie ogromne wrażenie. Fabrykę Robe można zaliczyć do grona innowacyjnych miejsc na mapie Europy w naszej branży.   Przy okazji testów DLS i DLX, które miałem przyjemność napisać dla MiT, wspominałem, jak zaczęła się historia Robe u naszych południowych sąsiadów w latach dziewięćdziesiątych. Ciekawych odsyłam do wcześniejszych artykułów, dostępnych również na stronach www naszego magazynu. Podczas tego pobytu w Robe byłem świadkiem dyskusji w gronie profesjonalistów. Wywiązała się dość poważna rozmowa na temat ogromu produkcji i częstotliwości wypuszczania na rynek nowych urządzeń. Oczywiście to zjawisko nie dotyczy tylko Robe, jednak biorąc pod uwagę fakt, iż Robe jest producentem o zasięgu światowym, w tym „wyścigu zbrojeń” marka nie odstaje na krok od konkurencji. Rzeczywiście liczba urządzeń i częstotliwość powstawania nowych czasem przyprawiają o zawrót głowy. Skąd bierze się taki trend? W myśl zasady „popyt kształtuje podaż” nie odniósłbym się w tym momencie tylko do cen, ale i do różnorodności rynku. Nie trudno sobie wyobrazić mnogości odbiorców Robe. Firmy rentalowe, teatry, telewizje, hotele, kluby, obiekty sportowe i pewnie zapisałbym jeszcze całą stronę innymi podmiotami, które pracują korzystając z tych urządzeń oświetleniowych. Tu nie trzeba zaznaczać, że każdy z wymienionych będzie miał nieco inne oczekiwania w stosunku do urządzeń oświetleniowych. Czynnik kolejny to zmieniające się technologie – począwszy od rewolucji LED, poprzez innowacje w protokołach komunikacji, a skończywszy na nowych rozwiązaniach mechanicznych i optycznych. Te ostatnie miały istotny wpływ na spore odchudzenie urządzeń i tym samym zmniejszenia ich wagi, a także np. szybkości zmian pozycji w przypadku urządzeń ruchomych. Obserwując Robe, należy przyznać, że każde nowe urządzenie niesie w sobie mały technologiczny krok na przód. Z punktu widzenia odbiorców może być to przekleństwem. Dlaczego? Zakładając, że któryś z kolegów light designerów opracuje dziś nowy rider w oparciu o kilkanaście konkretnych urządzeń, to szybko okaże się, że część podmiotów realizujących ten rider ze względu na różnorodność rynku i na często pojawiające się nowe modele po prostu nie ma ich w swoich magazynach. Tu dotykamy tematu głosów, które słyszę co jakiś czas – że duże marki wraz z dużymi firmami wymuszają na rynku ciągłość zmian w urządzeniach oświetleniowych, wypuszczając na rynek z duża częstotliwością coraz nowe produkty. Czy rzeczywiście tak jest? Właśnie dlatego na początku wspomniałem o różnorakich potrzebach rynku, jak i o rewolucjach technologicznych, gdzie nieustannie możemy obserwować nowe rozwiązania przez przynajmniej ostatnią dekadę. Dla mnie osobiście wzrost zainteresowania branżą oświetleniową i fakt, iż fabryki takie jak Robe wspaniale prosperują, to tylko dowód na to, że wspomniana branża ma się dobrze i się rozwija. Jeśli ma tak być nadal, to nie mam nic przeciwko innowacjom inżynieryjnym i kolejnym nowym produktom.  Pointe to już seria? Po sukcesie Pointe w 2013 rok później pojawia się młodszy braciszek – mini Pointe. Właśnie z zaciekawieniem otwieram nowiutki karton z tym urządzeniem i tu pierwsze zaskoczenie – skrót „mini” dotyczy niestety również akcesoriów. Fabrycznie nie ma w wyposażeniu przewodu powerCON. Szybko borykam się z tą niewielką niespodzianką i przystępuję do oględzin. Mini, jak się szybko okazuje, odnosi się do innych rzeczy. Od razu rzucają się w oczy dwie różnice w stosunku do „dużego” Pointe. Przede wszystkim – lampa. Przypomnijmy, że w Pointe zastosowano Osram Sirius HRI 280 W RO. W przypadku „dużego” Pointe, jako że może on pełnić również rolę spota, można mówić o dwóch osiągach jasności; w trybie beam 75,250 lx @ dla 20 m dystansu i w trybie spot 82,400 lx @ dla 5 m dystansu. Sercem mini Pointe jest również Osram Sirius, ale model HRI 140 W RO. Tutaj należy wspomnieć, że mini Pointe jest tylko beamem. Jedyna soczewka, która przesuwa się w stosunku poziomym od i do źródła światła i to w niewielkim zakresie, to focus. Można nią wyostrzyć nakładane efekty. Zatem promienie światła, jak na beam przystało, są równoległe i głowica ma stały kąt świecenia – 3°. Pointe w trybie beam ma natomiast zakres 2,5°–10°, a w trybie spot 5° – 20°. Wracając do mini Pointe i lampy Sirius HRI 140 W RO: mini Pointe dzięki tej lampie może pochwalić się osiągiem 400,000 lx @ dla 5 m dystansu.  Sirius Osram oraz przemyślana optyka Taka niewielka rozmiarami lampa to kilka ciekawych zalet. Po pierwsze – układ chłodzenia oparty tylko na wentylatorach (bez radiatorów), po drugie – czas reakcji lampy. W przypadku, gdy rozgrzana lampa zgaśnie, do ponownego „rozpalenia” upłynie tylko 48 s, a do uzyskania pełnej jasności dochodzimy po kolejnych 35 s. Gdy głowicę uruchamiamy po dłuższym czasie, lampa „zaskakuje” w ciągu 5 s, a rozpala się około 40 s. Sama wymiana lampy oraz jej kalibracja są niezwykle proste. Wystarczy zdjąć tylną osłonę zamontowaną na dwóch wkrętach. Jak optyka i wyposażenie peryferyjne wyglądają od środka? Zajrzyjmy zatem! Wentylatory po uruchomieniu lampy niemal natychmiast wchodzą na pełne obroty. Są dość szybkie, co generuje, niestety, trochę hałasu jak na taką małą gabarytowo głowicę. Do chłodzenia źródła światła zastosowano trzy wentylatory. Dwa na przeciwległych stronach zewnętrznej części odbłyśnika i dodatkowy z kanałem powietrznym chłodzącym sam wierzchołek lampy. Często się zdarza, że w profesjonalnej elektronice pojawiają się technologie wymyślone dla celów militarnych lub np. kosmicznych. W mini Pointe rzeczywiście zastosowano technologię rodem z NASA. I choć nie jest to jedyna głowica Robe z tym wynalazkiem, to warto o nim wspomnieć. Mam tu na myśli szkło dichroiczne. Technologia nie jest nowa, bo została opracowana w latach siedemdziesiątych. Na początku używano jej do luster aparatów optycznych na pokładzie satelitów. Dziś ma zastosowanie również w okularach, filtrach fotograficznych, a nawet w witrażach. Napylenie kilkudziesięciu warstw różnych tlenków metali na odbłyśnik lampy w mini Pointe powoduje maksymalizację wydajności świetlnej. Filtry dichroiczne znajdują się również w zespole tarczy kolorów.  Ruchome elementy w części z optyką Co dalej? Tuż za koszem odbłyśnika z źródłem światła znajdują się dwa, specjalne wyprofilowane, nożycowe, ruchome elementy – pełniące rolę shuttera i dimmera. Oczywiście są wykonane z metalu. W zależności od komendy DMX – mogą przysłaniać źródło światła jako dimmer lub poruszać się z zadaną częstotliwością, powodując efekt strobo random lub puls. Dalej umieszczono tarczę kolorów; to trzynaście „szkiełek” dichroicznych na jednym ringu. Obok bardzo dobrej jakości kolorów umieszczono filtry obniżające temperaturę barwową do 2700 K oraz 3700 K. Kolejny element to tarcza gobo. W mini Pointe jest jedna metalowa tarcza. Same wzory gobo nie obracają się wokół własnej osi – jest to tzw. statyczna tarcza. Umieszczono na niej dziesięć różnych wzorów. Teraz kolej na ruchomą soczewkę focus. Tak jak napisałem wcześniej, mini ma stały kąt świecenia, dlatego jest tylko jedna soczewka o niewielkim ruchu służąca do rozmycia lub wyostrzenia danego efektu. Do przedniej, zewnętrznej soczewki pozostały już tylko trzy elementy: frost i dwie pryzmy. Dlaczego dwie? Postaram się wyjaśnić w dalszej części. Frost w głowicy typu beam to dyfuzja, ale i (co za tym idzie) zwiększenie kąta plamy oświetleniowej kilkukrotnie. W wypadku mini poświata osiąga kąt 12° – jeśli użyjemy opcji frost w pełni. Stopniowe nakładanie tego filtra w wiązkę światła może kreować ciekawy efekt, jeśli równocześnie ustawimy również gobo. Napisanie odpowiedniego chase’a z zmianą pozycji frost wykreuje nam piękny efekt bardzo łagodnego pojawiania się lub znikania wzoru gobo. Na koniec zostawiłem wisienkę na torcie! Te wisienki to zespół dwóch soczewek pryzmatycznych. Robe już od jakiegoś czasu stosuje pryzmy o nieco innych kształtach. Ani jedna, ani druga soczewka nie jest typowym stożkiem podzielonym na trzy lub cztery części. Te skonstruowane są tak, że kilka pasów szkła przez całą średnicę soczewki jest ułożonych pod innym kątem – równolegle do siebie. W praktyce możemy powielić pojedynczy wzór gobo czterokrotnie, ustawiając np. cztery takie same wzory poziomo lub pionowo, a także w dowolnie wybranym przechyle. Wzory nigdy nie będą nakładać się na siebie, jak to ma miejsce w przypadku soczewki stożkowej. Jednak zabawa Dichroiczna tarcza kolorów. zaczyna się, kiedy nałożymy na siebie kolejną soczewkę pryzmatyczną w tym samym czasie i ustawimy ją pod innym kątem (oczywiście obie są rotacyjne). Tutaj warto podkreślić, że tajemnica tkwi również w ułożeniu soczewek względem siebie. W wnętrzu głowicy są ustawione wypukłymi stronami, do siebie. Teraz z jednego wzoru gobo np. trójkąta uzyskałem szesnaście identycznych figur. Obracając obiema soczewkami w różne strony, mogę nakładać trójkąty na siebie, pochylać ułożenie figur względem siebie lub stworzyć symetryczne rozstawienie trójkątów w polu kwadratu. Tak wąskie równoległe wiązki uzyskane dzięki efektowi beam, a powielone dzięki pryzmie w dymie scenicznym przypominają wręcz typowe laserowe efekty. Mechanizm obu soczewek pryzmatycznych jest bardzo szybki, zatem kreowanie efektów z użyciem jednej pryzmy, a za ułamek sekundy dwóch, powoduje niepowtarzalne możliwości, szczególne dla scen bardzo dynamicznych. Korzystając z gotowych komend efect function, można kreować także zmieniające się figury geometryczne ułożone z wzorów gobo.  Elektronika i motoryka Maleńkie, choć niesamowicie mocne źródło światła z serii Sirius i odchudzenie układu chłodzenia (choć głośne, ale tylko trzy wentylatory dla źródła światła i to bez radiatorów) dało rezultat całkowitej wagi urządzenia 11,8 kg! Mocno – wydaje mi się, że jeśli chodzi o parametr MiT, to mini Pointe obejmuje prowadzenie. Cóż to jest parametr MiT? W poprzednich testach wprowadziłem, pół żartem, pół serio specjalną jednostkę miary; określa ona stosunek jasności świecenia do wagi urządzenia. Wnikliwych czytelników odsyłam ponownie do poprzednich numerów MiT. Tutaj następuje reakcja łańcuchowa, bo mini Pointe to nie tylko mocny i lekki beam. Jest również szybki. Tu znów kłania się fizyka – duże głowy z masywną optyką mają określoną bezwładność ruchu. W mini nie ma tego problemu. Cała optyka jest lekka, podobnie jak w urządzeniach z ledowym źródłem światła, zatem i motoryka tej głowy jest niezwykle szybka. Ciekawych odsyłam na stronę Robe i zachęcam do obejrzenia oficjalnego trailera z mini Pointe. Szybkość ruchu w połączeniu z dynamicznymi efektami uzyskanymi za pomocą soczewek pryzmatycznych robi wrażenie. I nie ma tu filmowego oszustwa. Mogę to potwierdzić na bazie egzemplarza, który właśnie przede mną stoi. Jeśli chodzi o oprogramowanie, to mini pracuje w trzech trybach; mają odpowiednio 22,17 i 27 kanałów. Oczywiście ma RDM, a komunikacja bezprzewodowa jest opcją – wystarczy zakupić moduł Robe Wireless CRMX-LB100 i włożyć go w gniazdo DMX.  Pożegnanie z maluchem Z lekkim bólem serca odsyłam tę głowicę, bo zaskoczyła mnie jej prostota, a jednocześnie możliwość kreowania dość ciekawych efektów, jak na głowicę typu beam. Nie ma w niej rzeczy niepotrzebnych. Jak to ujął mój kolega: nie jest „przeinżynierowana”. Mając do dyspozycji kilka mini Pointe, można stworzyć naprawdę ładne show.   Paweł Murlik Muzyka i Technologia

Tagi:

robe