Włoski Proel znany jest na rynku muzycznym od dawna i należy do liczących się w branży producentów, zaś jego oferta jest bardzo szeroka i obejmuje m.in. różnego rodzaju zestawy głośnikowe. Tym razem do mojego warsztatu trafiła paczka z nowej serii Lite, oznaczona symbolem LT15A. Jest to aktywny zestaw dwudrożny, z głośnikiem 15” i driverem.

Włoski Proel znany jest na rynku muzycznym od dawna i należy do liczących się w branży producentów, zaś jego oferta jest bardzo szeroka i obejmuje m.in. różnego rodzaju zestawy głośnikowe. Tym razem do mojego warsztatu trafiła paczka z nowej serii Lite, oznaczona symbolem LT15A. Jest to aktywny zestaw dwudrożny, z głośnikiem 15” i driverem, choć trzeba dodać, że cała rodzina obejmuje sześć modeli, począwszy od miniaturowego 6,5”, a skończywszy na kolumnie 2 × 15” oraz ciekawym aktywnym zestawie mobilnym opartym o dwie satelity 8” plus subwoofer 12”.  Cała rodzina zestawów Lite ma obudowy wykonane w całości ze sklejki, co z pewnością ucieszy konserwatywnych odbiorców, którzy nie mają przekonania do tzw. plastików. Zgodnie z obowiązującymi od dobrych kilku lat trendami, pomalowano je czarnym, matowym lakierem strukturalnym i nie wyposażono w narożniki. A skoro o sklejce mowa, to swego rodzaju ciekawostką jest, że kilka firm stosuje obecnie jakiś jej specyficzny rodzaj, który charakteryzuje się o wiele mniejszą gęstością wewnętrzną niż tradycyjna sklejka, choćby ta produkowana w Polsce. Dlatego obudowa testowanej paczki, która ma objętość około 75 l, waży netto nieco ponad 11 kg, podczas gdy porównywalnej wielkości obudowa, wykonana z tradycyjnej sklejki o takiej samej grubości, może mieć masę nawet dwukrotnie większą. Zwracam Państwu uwagę na takie niuanse, bo sam od ponad trzydziestu lat param się wykonywaniem obudów głośnikowych i siłą rzeczy pewne kwestie są dla mnie zauważalne, a mogą być pomijalne dla przeciętnego użytkownika. Jeśli chodzi o inne szczegóły, to warto dodać, że zestaw Proela ma możliwość podwieszania, a także w gniazdo statywu z dwoma otworami, gdzie ten dodatkowy pozwala na ustawienie paczki pod niewielkim nachyleniem do podłoża, co bywa użyteczne w niektórych sytuacjach, np. gdy konieczne jest dogłośnienie bliższej przestrzeni przed sceną. Oczywiście cały przód kolumny osłania zagięty na boki stalowy grill z niewielkim, gustownym logo i – co też jest godne pochwały – wyposażono go w warstwę gąbki osłonowej, podklejonej od wnętrza kraty. Niby drobiazg, a cieszy, bo wiele firm zapomina o tym pożytecznym dodatku, który chroni dodatkowo głośniki. Obrazu dopełniają metalowe uchwyty transportowe, które pozwalają nieść „paczkę” nawet jedną ręką w poziomie, co jest możliwe właśnie dzięki jej stosunkowo niewielkiej masie. Na tylnej ściance obudowy znajduje się oczywiście panel wzmacniacza i kolejną część testu poświęcę właśnie na jego opis.  Panel regulatorów i przyłączy Zanim omówię funkcje i możliwości wbudowanego modułu, chciałby zwrócić uwagę na jeden szczegół konstrukcyjny: otóż jego niewielkie zagłębienie w obudowie powoduje, że niektóre elementy nieco wystają ponad jej powierzchnię, co wyklucza możliwość stawiania paczki na tylnej ściance, np. w celu demontażu głośników czy, dajmy na to, podczas transportu. Jeśli o tym zapomnimy, to możemy uszkodzić np. potencjometry, które nieznacznie, ale jednak wystają z obudowy. Jeśli chodzi o przyłącza, to mamy do dyspozycji uniwersalne gniazdo wejściowe input typu combo, do którego możemy podłączać zarówno wtyki TRS, jak i XLR. Gdy chcemy wykorzystać wejście jako mikrofonowe, zmieniamy jego czułość przez wciśnięcie przycisku line/mic, który jest zagłębiony w obudowie, co zabezpiecza go przed przypadkowym przełączeniem. Gniazdo wyjściowe link pozwala  podać sygnał wejściowy na kolejne urządzenia. Potencjometry high i low służą do korekcji brzemienia zestawu, a potencjometr level do regulacji wzmocnienia. Nie zapomniano o przełączniku odcięcia masy oraz o standardowym bezpieczniku sieciowym, a obrazu całości dopełniają gniazdo sieciowe i wyłącznik zasilania, którego załączenie sygnalizuje zielona dioda, umieszczona na wysokości potencjometrów. Druga dioda, dwukolorowa, pokazuje obecność sygnału na wejściu i zmienia kolor na czerwony w przypadku zadziałania wbudowanego limitera, co oznacza kres możliwości „mocowych” paczki. A skoro o mocy mowa, to teraz zgrabnie przejdę do omówienia samego wzmacniacza i jego faktycznych możliwości.  Moduł końcówki i przedwzmacniacza Jak pokazuję na dwóch fotografiach, cała elektronika zestawu umieszczona jest w niewielkiej obudowie aluminiowej, której ścianki służą za radiator dla końcówek mocy. Piszę w liczbie mnogiej, ponieważ zastosowano niezależne wzmacniacze dla sekcji nisko- i wysokotonowej. Piętnastocalowy głośnik napędza końcówka w klasie D, poprzez beztransformatorowy zasilacz impulsowy, a driver, podobnie jak w wielu innych paczkach Proela, wykorzystuje scalony układ firmy TDA, który jest klasycznym wzmacniaczem analogowym. Zastosowanie dwóch końcówek w zestawie dwudrożnym to oczywiście zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż użycie jednej i zwrotnicy pasywnej. Obserwuję od kilku lata ewolucję wzmacniaczy konstruowanych przez Proela, począwszy od pierwszych zestawów Flash, które wykorzystywały technikę analogową, poprzez kolejne modele tej serii, gdzie wdrożono już końcówki pracujące w klasie D, ale wciąż z klasycznym zasilaczem, a skończywszy na obecnie testowanym modelu, w pełni „cyfrowym”, co pozwoliło zdecydowanie ograniczyć masę modułu i wyeliminować zewnętrzne radiatory. Z punktu widzenia użytkownika jest to z pewnością zaleta, a ponieważ artykuł pisany jest właśnie dla takich osób, pominę kwestie serwisowe i pewne niuanse nowoczesnej techniki, które użytkownika nie interesują, przynajmniej do czasu, gdy sprzęt jest sprawny. Oczywiście, jak to mam w zwyczaju, zmierzyłem moc na obu wyjściach – oto rezultaty. W przypadku wzmacniacza zasilającego głośnik 15” udało mi się uzyskać około 160 W mocy sinus na częstotliwości 100 Hz, do momentu zadziałania limitera, który to poziom mocy dobrze pokazuje wbudowana dioda limit. Warto dodać, że zastosowano elektroniczną korekcję wzmocnienia, która działa w ten sposób, że moc płynnie rośnie poniżej częstotliwości 100 Hz, osiągając swoje maksimum (+8 dB napięciowo) w okolicach 55 Hz, a następnie gwałtownie spada, co zabezpiecza głośnik przed zbyt niskimi częstotliwościami. Dodatkowo podcięto pasmo w rejonie około 550 Hz, a powyżej 1 kHz daje się już zauważyć działanie crossovera, którego punkt podziału (–6 dB) wypada w okolicach 1,8 kHz, powyżej gra już tylko driver wysokotonowy. Jeśli chodzi o moc, którą wzmacniacz dostarcza do drivera, to jest to jedynie 10 W, a limiter w żadnym wypadku nie pozwala na więcej, choć „kość” TDA nominalnie jest w stanie oddać 50 W na obciążeniu 8 Ohm. W przypadku drivera nie widać, aby stosowano jakieś aktywne korekcje w paśmie przenoszenia, bo widocznie uznano, że sam głośnik ma na tyle dobre parametry, że nie jest to konieczne. Trochę niepokoi, że nie zastosowano żadnych filtrów ograniczających pasmo od góry, bo sięga praktycznie bez spadków 100 kHz, co w pewnych sytuacjach może powodować podbudzenia w zakresie ponadakustycznym, a tego nie lubią ani wzmacniacze ani w konsekwencji głośniki. Przetworniki Głośnik niskotonowy wyposażono w klasyczny magnes ferrytowy o średnicy 170 mm, mocowany na koszu z blachy stalowej. Cewka o średnicy 2,5” ma nominalnie oporność 4 Ohm, a zmierzona rezystancja dla prądu stałego to 3,3 Ohm. Głośnik waży 5,7 kg i nie ma żadnych oznaczeń ani naklejek; widocznie firma uznała, że nikomu nic po nich. Ten przetwornik to całkiem udany przedstawiciel klasy popularnych przetworników akustycznych. Jego parametry oraz jakość wykonania nie budzą moich zastrzeżeń i wydaje się być dobrym rozwiązaniem w ramach testowanej kolumny. W driverze również wykorzystano klasyczny ferryt o średnicy 90 mm, cewka ma średnicę 1,35”, a membranę wykonano z tytanu. Chciałbym wrócić jeszcze do mocy sekcji wysokotonowej. Uważam, że taki głośnik mógłby bez trudu znieść co najmniej dwukrotnie większe obciążenie, ale być może wówczas zbytnio dominowałby nad sekcją niskotonową; prawdopodobnie po próbach akustycznych uznano, że 10 W wystarczy. Oczywiście pewną nieścisłością jest podawanie 50 W jako mocy sekcji wysokotonowej, ale już wcześniejsze kontakty z inżynierami firmy Proel pozwoliły ustalić, że firma podaje tu „potencjalną” moc, jaką dysponuje wzmacniacz, a nie rzeczywistą moc, jaka trafia na głośnik. I muszę przyznać, że takie praktyki nie są bynajmniej czymś wyjątkowym, bo spotykałem już wyroby, gdzie te różnice była jeszcze większe. Trzeba więc chyba będzie się po prostu przyzwyczaić do trendu, skoro stał się niemal powszechny, a liczący producenci muszą się do niego dostosowywać by ich produkty nie odstawały od porównywalnych produktów konkurencji.  Kilka słów o brzmieniu i podsumowanie Jeśli chodzi o walory akustyczne paczki, to pierwsze, na co zwróciłem uwagę, to klarowność brzmienia i dobre przetwarzanie całego użytecznego pasma częstotliwości, bez szczególnego uwypuklenia jakichś jego fragmentów. Druga sprawa to brak szumów i brumów, co wynika z zastosowania wzmacniacza impulsowego i braku zakłóceń sieciowych, które często pojawiają się w przypadku stosowania klasycznych transformatorów sieciowych. Najnowsza propozycja Proela dobrze wpisuje się we współczesne tendencje konstruowania aktywnych zestawów głośnikowych i z pewnością jest ofertą, którą warto się zainteresować. Grono potencjalnych użytkowników poszerzy się w przypadku serii Lite także z pewnością o tych, którzy szukają dobrego i atrakcyjnego cenowo aktywnego rozwiązania nagłośnieniowego w instalacjach stałych.   tekst Piotr Peto Muzyka i Technologia

Tagi:

proel